22 maja 2010

Odpowiedzialność, refleks i genius loci

Nie zrobiłem dziś prawdopodobnie najlepszej foty w moim życiu. Juwenalia… piwo, wino i muzyka. Na trawie kilku młodych ludzi (6-8 osób).  Leżą, siedzą lub pogują. Wytatłani w ziemi, trawie. W jednej chwili ten z lewej zaciąga się, a skrajny z prawej odpala od kolegi papierosa. Ten u dołu otwiera wino. Lecą dymki, przymykają oczy, śmieją się. Wyważona, dynamiczna kompozycja, pięknie odwrócona piramida. Moment w pełni oddający atmosferę chwili.  Ciach. I jest zdjęcie. Piękne.

Niestety, tylko w mojej głowie. Jedną z osób znam, minutę wcześniej prosiła mnie „bym nikomu nic nie mówił”. Stałem tam, 2 metry od niej, z włączonym aparatem…z palcem na spuście. Sparaliżowany. David Seymour „Chim” stwierdzał, iż dobre zdjęcie to szczęście plus wystarczająca siła, by nacisnąć migawkę. Miałem dziś szczęście, mogłem to zrobić, byłem gotowy….ale wiem również, że moje najlepsze zdjęcie musiałbym opublikować.  Co wtedy? Konsekwencje byłyby pewnie dotkliwe. A więc odpowiedzialność za to, co robimy i komu. Owszem żałuję, ale pewnie stało się lepiej….Z Juwenaliów zostało mi tylko coś takiego:

Wracając sfrustrowany zaistniałą sytuacją zostałem zaczepiony na ulicy przez podpitego chłopaka. Marek mieszka na Bazyliańskiej i jest alkoholikiem. Gawędziliśmy sobie dobre 20 minut o życiu, pracy, polityce (jak to Polacy) i jego nałogu. Otrzymałem adres i zaproszenie na piwo…

Kierując się na Rynek trafiłem na drugie zdjęcie mojego życia. Młoda kobieta i jej dwójka małych dzieci. Idą środkiem uliczki, one – w podniszczonych śpiochach, trzymając się za ręce, uśmiechnięte, radosne, żwawe. Ona - czule je obejmuje prawą ręką, w lewej trzymając papierosa. Nie zdążyłem wyciągnąć aparatu. Minąłem ich.  Kadr nie powróci.

Na Rynku łapałem genius loci Zamościa. Nie wiem czy coś z tego wyszło. Było mi obojętne….:

Na szczęście dzień skończył się miłym akcentem. Zagadał mnie chłopczyk. Pogadaliśmy o życiu, znaczy kim jestem i po co tak siedzę z aparatem opartym o podest sceny. Imienia nie pamiętam. Michał chyba…

W sumie bardzo udany dzień. Dający mi dużo do myślenia. No i najważniejsze – Jaga Jaga Jaga !!!!

20 maja 2010

Chris Anthony

Magia obrazu. W czystej postaci.
Fot. Chris Anthony

Pan Chris jest równie ciekawym artystą, co Pan Joel Peter Witkin. Odkrywam tu podobieństwo dusz, wyobraźni i nieskrępowanej fantazji kształtowanej bajami okresu dzieciństwa:). Warto odkrywać te światy.